Temat dzisiejszego posta wybrany pod wpływem chwilowego 'natchnienia', wewnętrznej potrzeby podzielenia się ze światem moim ostatnim kawałkiem życia i przemyśleniami.
Ostanie miesiące moich najdłuższych wakacji w życiu przyniosły wiele nieoczekiwanych zmian i niespodzianek. Przeprowadzka, zamiast domu z podwórkiem na przedmieściach - kawalerka w mieście, zamiast mieszkania z rodzicami - koleżanka + jej pies.
Nowa szkoła, nowe miejsce zamieszkania, nowe otoczenie i nowy tryb życia, oraz.. nowy członek rodziny ;)
Plan był taki: teraz border, a 3-5 lat później malina. Idealna przerwa i tym samym różnica wiekowa. Agilitowe trójki już osiągnięte w momencie brania kolejnego szczeniaczka. Starszy pies ogarnięty życiowo, ew. wystawowo i jasna kwestia zdrowia.
Plan doskonały.
Takie postanowienie powstało juz dobre 4 lata temu Trzymałam się go kurczowo, czasami tylko dopuszczając myśl pojawienia się drugiego bordera przed maliną i przesunięcia owej o kolejne kilka lat w przyszłość.
A teraz ciekawostka: (prawdopodobnie kwalifikująca mnie na leczenie psychiatryczne, więc csiii, nie mówcie nikomu..) Szeleczki dla tych przyszłych piesków już nawet kupiłam :D Jakos połtora roku temu. Hurtty y. Pomarańczowe dla maliny i różowe dla tego ewentualnego wcześniejszego bordera
Wszystko było pięknie, do stadka dołączył Iron, nadal pielęgnowałam w głowie moje idealne plany stopniowego dopsiania się, będąc ich stu procentowo pewna.
Do października ;)
Z wakacji do nowego mieszkania (20m2) wróciłam z jednym pieskiem więcej..